niedziela, 3 lutego 2013

03 – Gathering the strength, to wait for tomorrow.



No i jest 3. :D Liczę na komentarze, to motywuję do pracy. :p
Ach, radzę przygotować chusteczki, rozdział wyjątkowo smutny. Polecam włączyć sobie soundtrack. :3

Enjoy and have fun! *.*
***

 Louis nigdy wcześniej nie powiedziałby, że w jego życiu znajdzie się mężczyzna, który zburzy jego dotychczasowy porządek, który z dnia na dzień będzie kochał go coraz bardziej i bardziej, akceptując przy tym wszystkie jego wady, których jest sporo. Nie zdawał sobie sprawy, że będzie mógł pokochać kogoś aż tak mocno, że ciężko będzie mu żyć, gdy nie ma go obok. Doskonale wiedział, że chce spędzić z nim resztę życia, bez względu na to, jakie przeszkody napotkają na swej drodze. Nie chciał niczego, prócz tego, aby zestarzeć się przy jego boku. I pomyśleć jak wiele przypadku i zbiegów okoliczności musiało zaistnieć, aby doprowadzić do ich spotkania.

 Harry’emu czasem wydaje się, że nie ma po co żyć. Ale wtedy wpada z jego ramiona, które nadają sens temu wszystkiemu. Nie musi się wstydzić tego, co teraz czuje. Przeciwnie… To, że odczuwa taki ból, jest jego największą siłą, a tylko jego zagłuszanie na jakiś czas sprawia, że powraca on ze zdwojoną siłą.

-Zbieranie siły, by doczekać jutra… - szepnął Louis do siebie, kreśląc ostrzem dwie pionowe linie. Patrzył z satysfakcją na nakreśloną żyletką literkę „H” na swoim nadgarstku. Nie widział innego wyjścia na ukaranie siebie. Gdzieś pomiędzy cierpieniem, a łzami zabrakło im czasu na miłość.

 Ale kiedy są sami… Z dala o kamer, paparazzi, wścibskich reporterów, po prostu w domu… Jest najlepiej. Tak jest dobrze. Tak już powinno być na zawsze. Miłość jest zbyt piękna, by ciągle trzymać ją w zamknięciu. Chcieliby, aby ktoś czasem ich odwiedził, porozmawiał i przekonał, że pomimo absurdu codzienności najważniejszy jest fakt istnienia.

 -Dlaczego każdy koniec nie miałby być szczęśliwy? – kolejne nacięcie na bladej, delikatnej skórze nadgarstka. Przemoc wobec ciała, zabija także duszę. A samotność to potęga.

 Nie kochasz, nie cierpisz. Nie jesteś kochany, nikt nie cierpi z Twego powodu. To podstawy złudnej wolności, której oni nie mają.

-Każde cierpienie ma sens… - i kolejne, i kolejne. Czerwona ciecz spływa prowokująca po skórze 21-latka, a następnie na śnieżnobiałe łazienkowe kafelki.

 Kiedyś w końcu wszyscy „silni” upadną, kiedy życie da im kopa. I tak było w przypadku Louisa Tomlinsona. Jedni cierpią w milczeniu, inni „krzyczą” na dachach wieżowców. To błąd życia, błąd porozumienia się z samym sobą. Taki był Louis.

-Nie chcę go więcej ranić, nie chce zabierać mu życia, nie chcę być mordercą… - mówił ochryple Lou przez łzy, które zaczęły spływać po jego policzkach, na świeże rany, mieszając się z krwią.


*Retrospekcja*
 Pierwszy wywiad u Alan’a Carr’a. Znowu przyszło im udawać, znowu przyszło im nakładać maski sztucznego uśmiechu na twarz. Louis podszedł do Harry’ego, który stał ze spuszczoną głową za kulisami.
-Hazza, wszystko dobrze? – spytał, łapiąc chłopaka za ręke.
-T-tak – zająknął się. –Jest okej, ponieważ kocham sposób, w jaki kłamiesz.
-Wiesz, że nie chcę tego robić, ale tak trzeba – szepnął, gładząc kciukiem wierzch jego dłoni.
-Wiem – powiedział bez uczuć. Jakby to nawet nie było słowo.
-Chodź. Przeprowadzimy ten cholerny wywiad, a potem w domu zrobię Ci moje popisowe naleśniki, co Ty na to? – spytał, aby poprawić humor Loczkowi.
-Dobrze – zgodził się, posyłając mu wymuszony uśmiech.

 Zajęli swoje miejsca; po dwóch stronach kanapy. Oczywiście Alan musiał zapytać o temat, który straszliwe drażnił Harry’ego:
-Kim jest… Larry Stylinson? – spytał, uśmiechając się w charakterystyczny dla siebie sposób.
-Larry to połączenie mnie i Harry’ego. Ludzie uważają, że jesteśmy w związku, co jest zabawne – zaśmiał się sztucznie Lou. Serce Hazzy pękło, a on zacisnął dłonie w pięści. Na chwile zacisnął oczy, jak i usta – zamieniając je w wąską linię – i odetchnął głęboko.

 -To boli, Louis – szepnął do chłopaka, kiedy już byli za kulisami i wtulił się w niego.
-Przepraszam, musiałem… Przepraszam Cię, Harreh, tak bardzo Cię przepraszam – mówił głosem pełnym skruchy i żalu.

 Tommo krzątał się po kuchni robiąc obiecane naleśniki swojemu chłopakowi, kiedy ten wszedł do kuchni po krótkiej drzemce. Stanął w progu, jedną ręką przecierając oko, a drugą wyciągnął w stronę Louisa i poruszając palcami jakby chciał coś chwycić. To była najsłodsza rzecz jaką Louis kiedykolwiek widział. Myślał, że się rozpłynie. W tym momencie ten seksowny buntownik – Harry Styles, zamienił się w małego, bezbronnego chłopca. Lou patrzył w rozczuleniem na Lokatego, wreszcie do niego podchodząc. Harry wtulił się w niego bez słowa.
-Naleśniki już prawie gotowe – szepnął, odsuwając od siebie nastolatka. Pochylił się, by delikatnie musnąć jego wargi, co sprawiło, że na chwile cały świat przestał dla ich istnieć. Zanikają w świecie wraz z dotknięciem swych ust.
-Nie musiałeś – powiedział ochryple Harry, od kaszlując.
-Ale chciałem – uśmiechnął się pocieszycielsko i wrócił do smażenia placków. Hazz podszedł do niego i objął od tyłu.
-Pomóc Ci? – szepnął tuż przy jego uchu.
-W tym nie, ale w czym innym chętnie – zagaił, obracając się do niego. Musnął pełne usta chłopaka, po czym wpił się w nie. Co tego pocałunku przywiązał bardzo dużą wagę, nawet nie wiedząc dlaczego. Tommo objął ramionami szyję Harry’ego, pogłębiając pieszczotę, na co jego towarzysz wydał z siebie cichy, gardłowy jęk. Młodszy chłopak chwycił pośladki Louisa unosząc go do góry i usadawiając na kuchennym blacie. Jego dłonie błądziły po gorących plecach mężczyzny, co jakiś czas zjeżdżając na biodra. Pocałunku pochłaniały ich całych, nic innego nie miało znaczenia – tylko oni, tylko teraz, tylko ta chwila. Ich usta oderwały się od siebie z głośnym mlaśnięciem, kiedy do ich nozdrzy dotarł zapach smalonego naleśnika.
-Patrz co zrobiłeś – zaśmiał się Louis.
-Ty robisz naleśniki, Ty pilnuj – wytknął mu język, siadając przy stole.
-Jesteś wredny – stwierdził Lou, przymykając oczy.
-Ale i tak mnie kochasz – zauważył.
-Tak – przytaknął mu.
 Zjedli śmiejąc się i zagorzale dyskutując o wszystkim i o niczym.

*Koniec retrospekcji*
 Harry Styles pękł. Rzucał o ściany wszystkim, co wpadło w jego kruche ręce. Rozwalając każdy napotkany na swojej drodze przedmiot o ścianę, miał władzę nad wszystkim poza sobą. Podświadomość nie pozwalała mu zapomnieć. Nocami zwijał się z bólu, bo przecież nic nie boli tak bardzo jak ulatniające się szczęście. W nocy wszystko odczuwa się intensywniej, nawet, kiedy jest przy chłopaku, którego kocha ponad życie.

 Louis słysząc przedmioty roztrzaskujące się o siany w pokoju obok zaciskał za każdym razem oczy, a na jego nadgarstku pojawiała się kolejna blizna. Nie mógł znieść myśli, że Harry tak cierpi. Zebrał się w sobie i z okrwawionymi rękami wszedł jak burza do jego pokoju.
-Przestań! – krzyknął zdesperowany podchodząc do niego i chwytając jego nadgarstki. Słone krople jeszcze bardziej spływały po jego policzkach. Kiedy Harry zobaczył jego ręce całe we krwi, upadł bezwładnie na kolana, zanosząc się płaczem.
-Przepraszam – ryknął.
-Ja też – powiedział, otulając jego ciało. Nie miało teraz znaczenia nawet to, że kremowy sweter Harry’ego był cały w krwi, która dalej sączyła się z ran. Nie zważał na ból, który przeszywał jego ciało, kiedy mocniej zaciskał ramiona na chłopcu. Ten ból był o wiele przyjemniejszy od tego, jak się teraz czuł. Nie dość, że złamał obietnicę złożoną Harry’emu już na następny dzień, to teraz jeszcze doprowadził go do takiego stanu.

17 komentarzy:

MrsCzarnaaa pisze...

Popłakałam się. Harry rzucający wszystkim co popadnie i tnący się Louis. Opis tego wszystkiego jakby wzięty z mojego życia. Rozdział jest genialny. Najlepszy jednak jest opis myśli Louisa. Czekam z niecierpliwością na następną *-*

Anonimowy pisze...

uwielbiam takie opowiadania, ten opis uczuć Louisiego mnie po prostu rozwalił od środka, jeszcze ta muzyka *.* @megusta1D_

BlueRose pisze...

O ja pierdolę! Nie no przepraszam za słownictwo.. ale... ja ryczę!
Po prostu wyję, no!! To nawet nie jest zwykłe wzruszenie, jak na filmach- łzy lecą mi ciurkiem, jakby ktoś odkręcił kran!!
Kocham Cię... kocham Cię za to, że dla nas piszesz. Kocham Cię za to, że tak pięknie opisujesz coś tragicznego.
Bo to jest właśnie tragizm. Cała ta sytuacja, już nawet nie fikcja literacka, nie opowiadanie... to.. to dzieje się na prawdę. Może nie dosłownie tak samo- może Lou się nie tnie- nie wiem... Ale wierzę, że ból, który tak pięknie opisujesz tutaj ma miejsce, gdzieś tysiące kilometrów stąd.
Larry Stylinson, jest jak "Romeo i Julia" XXIw.
Dwóch kochanków, którzy nie mogą być razem... Tylko sceneria i okoliczności się zmieniły.
Dziękuję Ci. Za to co robisz. Za to, jak dzięki fikcji literackiej uświadamiasz mi, prawdę.
Pozdrawiam, ściskam i całuję...
A! I jeszcze coś:
Nominowałam Cię do nagrody "Versatile Blogger" :) Więcej info. u mnie na blogu ;>
http://silence-tells-me-more.blogspot.com/

Anonimowy pisze...

Ryczę. Ściska mnie w gardle, kiedy czytam takie opisy uczuć bohaterów. Czytając wszystko miałam przed oczami, każdą scenę.
Czekam na kolejny ;)
@trollek_

I SHIP BULLSHIT † ‏ pisze...

Doprowadzasz mnie do płaczu. Ale to jest takie prawdziwe ;c Dziękuję..

Aleksandra pisze...

jak zwykle cudo... dosłownie płaczę...

Anonimowy pisze...

Wspaniały♥ wzruszyłam się to mało powiedziane, ja tu po prostu ryczę. .. zajebiście piszesz*.* Dziękuję Ci, bo pokazałaś, że miłość może zwyciężyć wszystko♥

Caroline. pisze...

O Jezu ;c

Only Dreams... pisze...

Jezu, no przecież to jest genialne...
Piszesz niepowtarzalnie.
A co do rozdziału...
Jak pisałaś wcześniej, nie zaopatrzyłam się w chusteczki...
A potem zapierdalałam przez pół mieszkania, szukając jakiejś pierwszej lepszej paczki, nie widząc gdzie idę przez łzy które leciały z moich paczadł, jak po Red Bull'u.

NIE. PRZESTAWAJ. PISAĆ.
NEVER EVER! <3
Ok, kończę.
Dodaj niedługo następny! xx

Belive In Love pisze...

To jest po prostu nie fo opisania. Takie zniewalające, perfekcyjne, wzruszające. Serio cudownie piszesz i nie mogę doczekać sie co będzie dalej. Xx

Gumiżelek pisze...

Placze... to jest perfekcyjne, nieziemskie. To jest piekne. Niewiem co wiecej napisac. Z niecierpliwoscia czekam na kolejna czesc <3

@its_gotta

dissentire pisze...

Omggg, ryczę jak wszyscy przede mną i to.. to jest perfekcyjne. Naprawdę wyobrażam sobie jak to musi boleć chłopaków, ukrywanie się i to ciągłe kłamanie przed mediami. Jestem ciekawa jak opiszesz ich historię dalej. Życzę weny i tego abyś nie przestała pisać.
xx,
@remindmelove

Anonimowy pisze...

Piękne <3
Uwielbiam wszystkie twoje opowiadania i ogólnie ciebie :D
To co piszesz jeszcze bardziej uświadamia wszystkim jak prawdziwy jest Larry i co ci chłopaki przeżywają. Czekam na następny rozdział <3

Unknown pisze...

Popłakałam się ;( Masz talent dziewczyno, nie zmarnuj tego ;) To opowiadanie jest takie czułe ale również i takie bolesne...Biedni muszą tak cierpieć.. Czekam na następny rozdział <3

Anonimowy pisze...

O mamo. Siedzę i płaczę. Siedzę i płaczę. Nie wiem, co powiedzieć. Jestem w szoku. Jak sama wiesz, dodałaś do sountracku jedną, z moich ulubionych piosenek. Siedzę i płaczę. Nie mogę się pozbierać. Tyle.

@takemehome99

Anonimowy pisze...

Ten rozdział jest powalająco piękny, prawdziwy, wspaniały! W ogóle sposób w jaki piszesz jest nieziemski! *___* Masz talent. ♥ Czekam na kolejne rozdziały . ^.^
P.S. Myślę, że jak powstanie więcej rozdziałów powinnaś pomyśleć nad przetłumaczeniem tego na angielski żeby więcej osób się o tym dowiedziało. xD Kto wie może jeszcze wydasz książkę. ♥
@_alexandra_love

Anonimowy pisze...

O mało co się nie popłakałam
:( musisz tak wspaniale pisać!? Myślałaś nad wydaniem książki?? < 3
jeszcze raz: JESTEŚ WSPANIAŁA !!